Rozdział pierwszy
Początek czyli jak to wszystko się
zaczęło.
W pewną
sobotnią noc młody, ambitny naukowiec Amadeusz Augustowski został, jak to zwykle
bywało po godzinach w pracy. Przez pewien czas wpatrywał się leniwie w okno, na
spływające krople deszczu po szybie. Lubił patrzeć na deszcz, to go uspokajało,
czuł sie wtedy spokojnie. Niespodziewanie jego zajęcie przerwał dzwoniący
telefon. Amadeusz wstał z fotela i powoli powlókł sie w stronę telefonu.
Podniósł słuchawkę i usłyszał głos kobiety.
- Halo, Amadeusz znowu nie wracasz do domu na noc? - zapytała
z niepokojem kobieta.
- Nie, dalej staram się rozpracować tą zagadkę dotyczącą
wpływu biotylinu na żywe stworzenia. - odpowiedział, spokojnie mężczyzna.
- Zaczynam się o Ciebie martwić, już kolejny raz z rzędu
siedzisz tak długo w pracy.
- Nie masz się o co martwić Angela, dobrze się czuje. - szybko
skłamał Amadeusz, był on naprawdę wykończony, ale przysiągł sobie, że dalej
będzie pracował.
- No dobrze, wierze Ci na słowo, tylko sie nie przepracuj,
kocham cię do zobaczenia. - odpowiedziała pocieszającą dziewczyna.
- Ja Ciebie też, dobranoc kochanie. - zakończył rozmowę i
odłożył słuchawkę.
Angela była dziewczyną Amadeusza bardzo się kochali, jednak w
tej chwili on musiał ją okłamać. Chłopak usiadł na fotelu i zaczął myśleć co
może zrobić, żeby chociaż trochę przybliżyć się do rozwiązania zagadki do czego
może służyć biotylina. Substancja ta była niebieska, w stanie płynnym i nie
wydzielała żadnego zapachu. Odkryto ją przez przypadek w górach Świętokrzyskich
w Polsce. Amadeusz wiele razy robił z nią różne rzeczy, żeby odkryć czy jest do
czegoś przydatna, jednak bez skutku. Znudzony bezsilnością naukowiec rzucił
ołówkiem w biurko.
- To nie ma sensu! - krzyknął.
Szybko wstał od biurka i poszedł prężnym krokiem do pokoju
obok w, którym mieściła sie mała kuchnia. Podniósł metalowy czajnik, nalał do
niego wody i postawił na gazie. Miał zamiar napić się kawy. Wrócił do pokoju i
położył sie na kanapie. Ułożył sobie wygodnie głowę na poduszce i nim sie
obejrzał zasnął.
Po drzemce
obudził go duszący dym, który poczuł w gardle. *Ekhem Ekhem* odchrząknął hałaśliwie, gdy nagle
spostrzegł, że wszystko wokół niego płonie. Zaczął się dławić dymem. Oderwał
sie od kanapy i pobiegł w stronę okna. Próbował je otworzyć ale się zacięło.
Chciał rozbić szybę rękami, jednak sie mu to nie udało miał na mało siły i
tlenu, a dym wokół niego był bardzo gęsty i żrący bo substancje z laboratorium
uległy spaleniu. Gwałtownym ruchem pochwycił lampkę, która stała na szafce
nocnej i mocno uderzył metalowym końcem w okno. Szyba pękła lecz sie nie
rozbiła, dlatego Amadeusz zamachnął się jeszcze raz i rozbił całkowicie szybę.
Chwycił się rękami parapetu i wyślizgnął na dwór. Nic mu sie nie stało, gdyż
znajdował się na parterze. Kiedy tylko złapał tlen i miał jasny umysł wyciągnął
telefon i zadzwonił po straż pożarną. W między czasie zaczął oddalać się od
płonącego budynku. W pewnej chwili przypomniało mu sie, że w środku znajduj się
biotylina. Zrozpaczony naukowiec nie wiele myśląc zaczął biec w stronę budynku,
aby uratować swoja kosztowną substancje. Niestety, w tej chwili w, której
znalazł się blisko budynku coś wybuchło. Wybuch był na tyle duży, że w jednej
chwili podrzuciło Amadeusza na 10 metrów do góry, a kiedy zarył ciałem o ziemię
stracił przytomność. Nikt się nie spodziewał, że takie mało znaczące wydarzenie
jak wybuch w małym firmowym budynku będzie tak ogromne w skutkach, które
odczują wszyscy ludzie zamieszkujący ówczesny świat.